Moje salami, czyli jak jeść zdrowo na emigracji.

BBQ Początki w Anglii są ciężkie dla każdego emigranta. Jednym z głównych problemów jest jedzenie. To, że produkty z najniższej półki są nie smaczne to każdy z nas wie. Jednak nie o tym chce dzisiaj pisać.  Ponieważ dużo ważniejsze jest, że są one po prostu nie zdrowe.

Padnie zapewne od razu pytanie, cóż jest dzisiaj zdrowe? Kiedy wszystko co można kupić jest modyfikowane chemicznie. Nie popadajmy jednak w skrajności, ponieważ coś trzeba jeść a sklepy ze zdrową żywnością są strasznie drogie.

Jak zatem nie zbankrutować i podjąć próbę zdrowszego odżywiania?

Kiedy finanse nam pozwolą zmieńmy półkę w hipermarkecie na średnią i zacznijmy od porównania etykiet z zawartością „najniebezpieczniejszych” substancji. Mam na myśli sól, cukier, tłuszcz i saturates, co oznacza ilość nasyconych kwasów tłuszczowych (podnoszą poziom „złego” cholesterolu).
Ja na przykład jestem zagorzałym zwolennikiem salami. Strasznie nie zdrowa wędlina, ale mi smakuje. Na wyspach można ją kupić od 50 pi za 100 gramów w wzwyż. Zaczynałem właśnie od tej najtańszej jak każdy na emigracji. Jednak szybko mi się przejadła i prawie z niej zrezygnowałem i pomyślałem, że moja ulubiona wędlina już mi nie smakuje.

Po krótkiej przerwie znowu nabrałem ochotę na salami i pomyślałem, że spróbuję jakiejś droższej wersji. Zanim jednak włożyłem ją do koszyka porównałem etykiety „bo skąd różnica 30 lub 50 pensów?”.
Różnice są właśnie w opisanych wyżej składnikach. 30 pensów dopłacamy za zmniejszenie ilości soli, zmniejszenie ilości cukru, tłuszczu. W zamian za to producent musi dodać więcej tajemnego składnika jakim jest…. np. mięso.

Zasada ta dotyczy nie tylko wędlin. Większość produktów różni się ceną z tych samych powodów.
Pierwszy z nich to sol, zatrzymuje wodę w organizmie, ale także we wszelakich produktach spożywczych, dlatego porównujmy zawartość tego składnika w tych samych produktach z różnych przedziałów cenowych.

Cena jest także zależna od ilości tłuszczu. Wydaje mi się, że o nim nie muszę robić wykładu, ponieważ każdy kto chce tłuszczu, kupuje kostkę smalcu a nie szynkę gotowaną.

Po tłuszczu jest składnik który sprawia najwięcej problemu… cukier. Nie dobrze jest kiedy się go dodaje zbyt dużo, jednak jeszcze gorzej, gdy zastępuje się go słodzikami, które przez lekarzy uważane są za wielkie zagrożenie. Nie dość, że smak produktów słodzonych słodzikami pozostawia wiele do życzenia, to wykazano, że mają właściwości rakotwórcze. Zwróćmy uwagę na cenę np. napojów słodzonych słodzikami. Fakt, że jest ona śmiesznie niska dowodzi tylko temu, że nie może to być coś wartościowego. Dlatego wybierajmy produkty z niską zawartością cukru i omijajmy z daleka wszelakie słodziki.

Trudno jest nagle zmienić dietę na zdrową. Jednak można zacząć od czytania etykiet na produktach i porównania zawartości procentowej soli, tłuszczu, cukru. Kilka procent mniej tych składników na pewno wpłynie na każdego pozytywnie, natomiast kilkadziesiąt pensów więcej zostawionych w markecie można potraktować jako inwestycję w zdrowie a nie jako stratę ciężko zarobionych pieniędzy. Najistotniejsze jest jednak, nie to jak jemy my dorośli, lecz co dajemy naszym dzieciom. Dorośli niech jedzą co chcą jednak nie powinni oszczędzać na swoich pociechach.

 

 

Rafał Czapiewski

r.czapiewski@wp.pl