Zazdrosny jak Polak
Daniel i Jacek pojechali do Londynu do kolegi z liceum. Ten przebywał na emigracji od kilku lat. Umówili się, że do czasu znalezienia zatrudnienia i zaklimatyzowania się w nowym miejscu, będą mogli u niego pomieszkiwać. Za czynsz nie musieli płacić do czasu, aż zaczną zarabiać. Poszukiwanie pracy zaczęli niemal od zaraz i na efekty nie trzeba było długo czekać. Znaleźli zatrudnienie w firmie budowlanej. Pech chciał, że ich zarobki znacznie przewyższały zarobki kolegi. – Wszystko się zaczęło, kiedy dowiedział się, jaką mamy stawkę godzinową. Zaraz obliczył, ile wyciągniemy na miesiąc i wpadł w furię. Kazał nam wyskakiwać z pieniędzy i zapłacić za pobyt w jego mieszkaniu, choć pomieszkiwaliśmy tam nieco ponad tydzień. Zażyczył sobie taką kwotę, że musieliśmy dzwonić do rodziców i prosić o pożyczkę, bo nawet tygodniówki nie zdążyliśmy jeszcze zarobić. Kazał nam się pakować i wyprowadzać – opowiada Daniel. – Mało tego, na drugi dzień udał się do naszego pracodawcy i powiedział mu, żeby zrezygnował ze współpracy z nami, bo jesteśmy nieodpowiedzialni, nadużywamy alkohol i kradniemy. Udało nam się jakoś przekonać pracodawcę, żeby dał nam szansę. Straciliśmy kasę, nerwy, a przede wszystkim kolegę. Emigracja wyciąga z ludzi to, co najgorsze – twierdzi Jacek.
Oszukać rodaka
Nieprzyjemne spotkanie z rodakiem na emigracji miał pan Wojciech. Do Niemiec wyjechał jeszcze w latach 90. Tam założył rodzinę i prowadzi własną firmę budowlaną. Od zawsze starał się pomagać Polakom. – Jak poszukuję pracownika, to w pierwszej kolejności rozglądam się za rodakiem. Wiem, jak trudne są początki. Sam przez to przechodziłem, więc staram się wyciągać rękę do swoich. Tak było i tym razem. Popytałem tu i tam, i okazało się, że jest mężczyzna, który niedawno przyjechał z Polski i poszukuje zajęcia. Umówiłem się z nim na spotkanie. Doświadczenie jakieś miał, więc kazałem mu przyjść na dzień próbny. Nazajutrz przyjechałem na budowę, nowy pracownik już czekał. Rozłożyliśmy razem sprzęt. Ja pojechałem do sklepu po materiał, a pracownik został i przygotowywał miejsce pracy. Zeszło mi góra dwie godziny. Wróciłem na budowę, a tam ani nowego pracownika, ani mojego sprzętu – wspomina.